Chleb i spraw kilka

Dość dawno nic nie psiałem. Zabieram się do tego mentalnie, a nawet mam szkice innych wpisów, które muszę dokończyć. Mam też pomysły na inne wpisy, ale nie mogłem się zwyczajnie zmusić. Obiecałem sobie, że każdy wpis będzie ze zdjęciem, ale muszą być mojego autorstwa, bo tak to sobie wymyśliłem. Wszystkie fotografie we wcześniejszych wpisach zrobiłem moim wysłużonym Galaxy S7, a najlepsze zdjęcia są zawsze zrobione przy dobrym słońcu i muszę je zwyczajnie wykonać, tak by pasowały do wpisów, zwłaszcza tych tematycznych. Tak, wiem, to są zwykle wymówki, że pogoda, ale tak już jest.

W między czasie upiekłem całe dwa chleby, piekąc raz na tydzień i muszę przyznać, że były inne. Zamiast blachy, kupiłem formę ze szkła żaroodpornego. Cena była zbliżona do tych lepszych blach, a powinna dłużej posłużyć. Bez ryzyka zatrucia farbą, rdzą czy innymi czynnikami biologicznymi, bo można myć w zmywarce i o czystość się martwić już nie trzeba będzie.

Pierwszy był zwyczajnie kiepski. Robiłem go z przepisu w głowie i po przerwie pozapominałem. Nie dodałem soli, przez co był bardzo mdły i ciasta nie przykryłem na czas wzrostu, co spowodowało, że wysechł z wierzchu i był po upieczeniu na górze strasznie twardy.

Drugi, już lepiej, pamiętałem o składnikach, proporcjach, przykryciu, ale nie o tym, że nowa forma jest nieco mniejsza. Ciasto urosło, a jego gęstość i lepkość sprawiła, że się wręcz przykleiło do przykrycia i cała góra była poszarpana. W smaku był świetny, ale zdecydowanie muszę zmienić proporcje, by uwzględnić zmiany foremki oraz zmniejszyć lepkość ciasta.

Trzeciego chleba się nie doczekałem, bo chyba zabiłem zakwas. Poprzednio dawałem go do lodówki, gdy miałem zrobić przerwę i wyciągałem go na dobę wcześniej w celu aktywacji przed przygotowaniami na chleb. Nie dbałem o niego jednak po drugim chlebie, nie schowałem do lodówki, ani nie karmiłem, czy mieszałem. Rozwarstwił się mocno, pojawił się na nim biały nalot oraz co gorsza mocno zmienił zapach. Z takiego przyjemnego winno-piwnego, na niby bezwonny, ale powodujący instynktowne nagłe cofnięcie nosa od słoika. Dla bezpieczeństwa go zutylizowałem. Mam jeszcze zapas dobrej mąki, więc do pieczenia chleba powrócę i wyhoduję nowy zakwas. Chwilowo jednak robię sobie przerwę od zabawy w piekarza.

Niestety odwołali Street Parade 2020 z powodów epidemiologicznych. Przyznaje, że się mocno nakręciłem i chciałem jechać, a nawet już nie mogłem się doczekać i myślałem o tym wyjeździe większość roku. W końcu to też są dla mnie wakacje, ale jak pisałem we wcześniejszym wpisie, to spełniłem już swoje marzenie udziału w tak dużej imprezie. Szkoda, ale takie jest życie. Stosuje prosty algorytm w takim wypadku, który pozwolił mi przetrwać wiele. Stało się coś i możesz to zmienić? To działaj! Nie możesz tego zmienić? To się tym nie przejmuj i działaj dalej!

A jakie mam plany na czerwiec? Przetrwać! Jednak już całkiem serio, to dodać następne wpisy (ze szkiców) i przygotować do nich materiał fotograficzny. Pogoda jest dużo lepsza, słońce świeci to oraz mam większą motywacje, no i zdjęcia powinny być dużo lepsze. Po raz kolejny chce też się za siebie zabrać, bo przez kwarantanne, zimę oraz odwołanie imprezy (tak, wymówki), a zwłaszcza lenistwo ponownie się zaniedbałem. Przymusowy brak ruchu swoje robi, jednak nie jest tragicznie, bo wróciło mi 70% tego co schudłem, a to znaczy, że nadal jestem 30% do przodu i to się nie zmarnowało.

Dodatkowo garderoba się zużywa i wypadało by coś nowego kupić, ale szkoda mi wydawać pieniędzy na za duże ciuchy, a w końcu się za siebie zabieram. Co prawda to średni powód do motywacji, bo chciałem schudnąć dla zdrowia i wyjazdu, by tam lepiej wyglądać, ale nie tak głupi jak się zastanowić. Jest też jeszcze w końcu jeden rodzaj garderoby, dość problematyczny i na lata – strój wizytowy. Ostatni garnitur kupowałem prawie dekadę temu, niby się mieszczę, ale o komforcie noszenia mowy nie ma. Niby jest jeszcze mój ślubny, ale nie dość, że jest jeszcze starszy, to się do niego nie zmieszczę. Było mnie wtedy mniej, zdecydowanie mniej. Śmiało napiszę, że prawie 30% mniej w masie cała (specjalnie to obliczyłem). A skoro mowa o ślubie, to zostałem zaproszony na wesele w grudniu, więc przydało by się kupić garnitur, ale już taki po schudnięciu. Nie dość, że to motywacja by schudnąć, to jeszcze później by utrzymać te zmniejszoną wagę i nie zmarnować pieniędzy na za mały ciuszek. Wracając jednak do wesela…

Piotr, Joasia! Gratulacje i trzymam za was kciuki!

Tagi: , , ,

Komentarze

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *