Chlebki

Od czasu, jak upiekłem swój pierwszy pszenno-żytni chleb na zakwasie, w zasadzie (bo nie kwasie, czy też zakwasie) piekę bochenek każdego dnia. Nie, że się jakoś wkręciłem, ale zwyczajnie jest smaczny i chcę sprawdzić, czy to, że się udało nie było szczęściem początkującego. Ponadto nie muszę tak często wychodzić z domu, bo zawsze jakiś dodatkowy i świeży produkt do jedzenia jest. Piekąc codziennie zaś, mogę usprawnić nieco proces domowej produkcji i już mały wypracowany system mam. Świeży, cieplutki i smaczny chleb jest gotowy na wieczór.

Mój drugi upieczony bochen przetrzymałem do następnego ranka, aby sprawdzić jak się zachowa po nocy leżakowania. Właściwości organoleptyczne, a najważniejsze smakowe, były takie jak przy jedzeniu tego samego dnia po upieczeniu. Wykluczając oczywiście doznania wynikające z „ciepłego chleba”. Dodatkowym atutem jest to, że na drugi dzień chleba nie trzeba niczym smarować, gdzie przy kupnych, często bez tego już są bez smaku. Zauważyłem też, że moje chleby nie są tak duże jak, te z piekarni oraz nie rosną mocno. Wiem, że to przez brak drożdży przemysłowych i spulchniaczy, najprawdopodobniej przyczynia się do tego też to, że używam ciężkiej maki typ 2000, a nie lżejszej chlebowej.

Ciasto nr 2

Trzeci bochen był już pod większą obserwacją, tak by mięć lepszy podgląd i bardziej szczegółowe dane. Z ~900g mokrego ciasta wyszło ~700g gotowego chleba. Tym razem przetrzymałem zarówno zaczyn, jak i gotowe ciasto dłużej przed upieczeniem. Zauważyłem, że jest nieco większy. Zarówno zakwas był zapewne aktywniejszy w zaczynie, a dodałem go więcej, jak i ciasto miało więcej czasu by urosnąć. Gołym okiem tej różnicy by pewnie nikt nie zauważył, ale ja o niej wiem i nawet ta odrobina mnie cieszy. Niestety powstał w chlebie spory bąbel powietrza tuż pod górną skórką, co przeszkadzało podczas krojenia. Nie mogę sobie przypomnieć, czy dodałem do ciasta soli, bo to by była jedyna większa różnica pomiędzy wcześniejszymi wypiekami.

Trzeci bochen

Czwarty chlebek to już inna para kaloszy. Więcej zakwasu dodałem do zaczynu. Po umieszczeniu w formie miało zaledwie 3cm wysokość, a ciasto leżakowało przez prawie 9 godzin. Efekt widoczny gołym okiem. Ciasto urosło do 6cm wysokości!

Ciasto nr 4

Przy piątym podejściu już zwracałem więcej uwagi na poszczególne parametry. Ciasto w formie wzrosło ponownie do rozmiarów z wczorajszej próby już po pięciu godzinach. Przez następne 3 godziny nie zauważyłem wzrostu ciasta, więc dłuższe trzymanie nie ma większego sensu. Przygotowanego ciasta było dokładnie 840g i powstało z niego równo 750g chleba netto. Dodatkowo skróciłem czas pieczenia o 5 minut, dzięki temu góra nie była już tak mocno wypieczona. Dodatkowo pilnowałem, żeby nie zapomnieć do ciasta dodać soli, zarówno w czwartym, jak i piątym wypieku. Zauważyłem, że bąbel powietrza nie powrócił, więc to jednak najprawdopodobniej sól była tym ważnym czynnikiem i składnikiem.

Piąty bochen

Muszę pomyśleć o zakupie drugiej blachy, by spróbować upiec dwa chleby na raz i sprawdzić jeden dwa dni po upieczeniu. Może test ile taki domowy chleb wytrzyma będąc nadal świeżym? Jakieś eksperymenty z dodatkami w cieście, czy modyfikacją proporcji składników? Może z innymi rodzajami mąk oraz lżejszego typu?

Szósty bochen wyszedł praktycznie tak samo jak poprzedni, wagowo i rozmiarowo. Przez ostatni tydzień zjadłem więcej chleba niźli w przeciągu ostatniego kwartału. Choć jest pyszny, to się przejadłem i najwyższy czas na pierwszy antrakt w mojej sztuce pieczenia chleba…

Szósty bochen
Tagi: ,

Komentarze

  • Działaj tak dalej, tylko nie otwieraj piekarni to ma być frajda nie harówka

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *