Schabik a’la dojrzewający

To moja pierwsza wędlinka i dziś jest ten dzień, gdy mogłem go skosztować. Przez ostatnie osiem dni nie mogłem się tej chwili doczekać, nawet specjalnie trzymałem go w innym pokoju i tam nie wchodziłem, aby nie kusił wyglądem oraz zapachem.

Wszystko zaczęło się od dojrzewającej polędwiczki, którą poczęstował mnie w zeszłym roku Paul. Co jakiś czas podrzucał mi (a w zasadzie sam się o to dopraszałem) swoje kolejne dzieła do degustacji. Co dostawa, to inna receptura, z innymi przyprawami i o coraz ciekawszym smaku. Receptura niby prosta, potrzeba tylko troszkę czasu, gdzie większość to czekanie (a w tym mam doświadczenie). Ale kto ma na to wszystko czas i siły…

Nadszedł SARS-Cov-2, zalecenia by pozostać w domu. Dodatkowy czas, który poświęciłem też na sprawdzenie, czy jestem gotowy na wypadek przymusowej kwarantanny, czy braki w dostawie prądu i wody. Dostrzegłem ile się marnuje surowców i jedzenia, ile produkuje zbędnie śmieci.

Ograniczając wyjścia z domu do minimum, na ostatnich większych zakupach kupiłem kilogram schabu. Zwykły impuls, bo nie miałem go w planach, ani wcześniej przygotowanej liście zakupów. Co właściwie zrobiłem, zrozumiałem dopiero w domu. Po zjedzeniu kolacji dotarło do mnie, że mam jeszcze go dużo, a w najbliższym czasie nie mam już na schab ochoty (bo się przejadłem). Niby mogę mięso zamrozić, ale szkoda by się zmarnowało, gdyby zabrakło prądu. Nie miałem pomysłu co z tym fantem zrobić.

Dojrzewający schab! Godzina 23, a ja doznałem olśnienia. Przepis, którym podzielił się Paul jest prosty, mam w domu wszystkie potrzebne składniki, a w zasadzie przyprawy. Najważniejsze, że do zrobienia i przechowywani nie potrzeba właściwie lodówki. Zakasałem rękawy i zabrałem się do działa. Całość prac zajęła nie więcej niż łącznie godzinę, podzieloną na trzy dni. Później to już tylko najtrudniejsze – czekanie na to co z tego wyjdzie.

Robię taką wędlinę pierwszy raz w życiu, a w zasadzie nigdy nie robiłem tego typu przetworów. Byłem pewny, że nie będzie się nadawać do jedzenia i to wyrzucę…

Nie dość, że się udało, to jest smaczniejsze niż myślałem. Nie jest mdłe, a sól ledwo wyczuwalna. W smaku bardzo delikatne. Jeśli zrobię następnym razem, to wiem co muszę poprawić. Dokładniej powycinać wszystko z mięsa i spróbować dodać inne przyprawy, zwłaszcza czosnku…

Tagi: ,

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *